Opuściwszy w roku 1997 Nowy Jork, Wendy Stevens zamieszkała w wiejskiej okolicy Pensylwanii. Siedzibę firmy i studio zorganizowała w odpowiednio zaadaptowanej stodole. Do tragicznego pożaru przed 12 laty nie stosowała nowoczesnych technologii. Pożar unicestwił cały jej warsztat i wszystkie stworzone przez nią własnoręcznie w ciągu lat metalowe szablony; Wendy nigdy nie wykonywała rysunków. Poszukując sposobu odbudowy firmy, spotkała właściciela firmy wykonującej obróbkę fotochemiczną zajmującą się wytrawianiem blach — dziś wytrawia on dla niej metalowe elementy torebek. Dzięki niemu Wendy zyskała większą świadomość swojej działalności.
„Spojrzał na moją pracę i powiedział, że muszę we własnym zakresie wykonywać rysunki, ponieważ on mi w tym nie pomoże. Postawił sprawę jasno” — wspomina Stevens. „W pierwszej chwili odebrałam to jak policzek, ale mój mąż uświadomił mi, że to jedyne wyjście. „Twoje projekty są wyjątkowe. Musisz tworzyć rysunki” — powiedział.